Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które...
Szukaj wyników w...
Petrus

World War Z (2013)

1 odpowiedź w tym temacie

Rekomendowane odpowiedzi

7553836.3.jpg?l=1371477834000

 

Kino kocha wyraźnie zarysowane konflikty, ma to więc sens, by apokalipsę zombie powstrzymywał akurat Brad Pitt. Trudno o bardziej jaskrawą opozycję: kłębiący się rój żywych trupów przeciwstawiony emanującemu ciepłem, spokojem i urodą gwiazdorowi. Anonimowa masa kontra król celebrytów. Zastąpienie bohatera zbiorowego gwiazdorską figurą odbywa się co prawda wbrew literackiemu pierwowzorowi, w którym do głosu dochodzili liczni świadkowie tytułowej wojny. Jest to jednak – o dziwo – dość nietypowe podejście do konwencji filmu o zombie. Zazwyczaj w jej ramach kibicujemy przecież całym drużynom everymanów. Co jest świeżym mięsem dla kina żywych trupów, dla blockbusterów stanowi wprawdzie chleb powszedni, ale z tego połączenia rodzi się całkiem smakowita całość.

W początkowych minutach filmu Pitt zresztą rozpościera przed nami aurę przeciętniaka. Oglądamy idealnie normalny poranek idealnie zwyczajnej rodziny: męża (Pitt), żony (Mireille Enos) i dwóch córek. Te pierwsze sceny – razem z następującą po nich sekwencją w Filadelfii – mają spielbergowski charakter, przywodzą na myśl "Wojnę światów". Ale nie każdy everyman może liczyć na to, że ONZ wyśle specjalnie po niego helikopter, gdy rozpęta się piekło. Gerry Lane (Pitt) jest bowiem potrzebny do wypełnienia misji, której celem będzie odkrycie źródła tajemniczej epidemii. Gdy obowiązek wzywa, żona i dzieci idą w odstawkę. Na szczęście Gerry, choć szlachetny i zaradny, nie przepoczwarzy się nagle w herosa kina akcji.

 

Wątek "zombie-apokalipsy widzianej oczami zwyczajnej rodziny" to jednak zaledwie pierwszy z trybów, jakie przyjmuje film Marca Forstera. Epizodyczna struktura "World War Z" ma coś z charakteru komputerowej rozgrywki: Gerry odwiedza kolejne lokacje, gdzie musi porozmawiać z kluczowymi postaciami i uniknąć stającego mu na przeszkodzie niebezpieczeństwa. Finałowej sekwencji bliżej zresztą do "Half-Life'a" niż do "Nocy żywych trupów". Ale to zróżnicowanie miejsc akcji – choć nieco mechaniczne – działa na korzyść filmu. Dużo się tu dzieje i nie ma miejsca na nudę. Dostajemy między innymi malowniczą galerię drugoplanowych postaci w kolejnych odwiedzanych przez bohatera punktach. Jest grupa chwatów z piechoty morskiej (na czele z Jamesem Badge'em Dale'em), podejrzliwi naukowcy ze Światowej Organizacji Zdrowia i – najciekawsza z nich – twarda izraelska żołnierka (Daniella Kertesz), która przeżyje razem z Gerrym kilka trudnych chwil. Spostrzegawczy widzowie wypatrzą również Matthew Foxa – w zaskakująco epizodycznej roli.

Motyw zombie – przynajmniej od czasów Romero będący wdzięcznym kinowym nośnikiem rozmaitych społecznych metafor – tutaj służy za pretekst do sportretowania współczesnego "kryzysowego" świata. W roli "oburzonych" – zastępy żywych trupów, w swojej wszędobylskości zrównujące globalny układ sił. Pojawia się nawet kilka zabawnie absurdalnych pomysłów na to, jak poszczególne kraje (zwłaszcza Korea Północna) mogłyby poradzić sobie z plagą zombie. Zaskakuje też powściągliwość twórców w powiewaniu amerykańską flagą. Stany Zjednoczone padają pod naporem zarazy równie szybko jak reszta świata, a przełożeni Gerry'ego nie mają skrupułów, żeby go szantażować i zagrozić wyrzuceniem jego rodziny z bezpiecznego rządowego statku. Niepotrzebni mogą odejść – zwłaszcza w trudnym czasie.
 
Choć to film o zombie, Forster pozostaje w miękkich ramach kategorii PG-13. Krwi tu nie za wiele, tym bardziej wywalania flaków. Film trzyma w napięciu – przynajmniej raz podskoczycie na fotelu kinowym – ale to żaden horror. Żywe trupy w równej mierze straszą, co bawią. Jest tu kilka trafnych pomysłów wizualno-inscenizacyjnych, przede wszystkim obraz kłębiącej się hordy zombie oraz scena, w której Gerry analizuje przemianę zarażonej ofiary. Miejscami widać jednak ślady realizacyjnych turbulencji, do powstrzymania których potrzeba było aż czterech scenarzystów i dokręconego w ostatniej chwili nowego zakończenia. Forster jest też dość niechlujnym reżyserem; standardowo – im więcej dzieje się na ekranie, tym mniej widzimy. Dlatego właśnie bardzo udany jest finałowy epizod, w którym zamiast chaotycznej bieganiny dominuje skradanie się i powoli budowane napięcie. Wbrew blockbusterowej tradycji, że im dalej, tym więcej! mocniej! głupiej!, "World War Z" finiszuje z imponującym umiarem. Wizyta w tym kinowym Zombielandzie jest więc stosunkowo udana.

 

423305.1.jpg

 

423299.1.jpg

 

423300.1.jpg

 

423301.1.jpg

 

423302.1.jpg

 

423303.1.jpg

 

 

Recencja by http://www.filmweb.pl

 

Ocena 7/10

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po zwiastunach spodziewałem się mega hitu, ale zwiastuny pokazały co najfajniejsze w filmie prawie było, zapowiadało się fajnie skończyło się ...heh...
5/10 naciągane za efekty :D 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.

  • Przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×